- No ruszaj się, bo autobus
nam ucieknie!
- Lil...-westchnęłaś
cicho i ruchem głowy wskazałaś na wielką walizkę którą
ciągnęłaś już od godziny.
- Och no dobra daj to!-
krzyknęła, a ty aż podskoczyłaś. Twoja towarzyska pociągnęła
rączkę od wielkiej, a wręcz gigantycznej torby na kółkach, a ty
całym ciężarem gruchnęłaś o chodnik.
- Boże, nie mam do ciebie
już sił.- uśmiechnęłaś się lekko w stronę oburzonej
przyjaciółki, żeby jakoś załagodzić sytuację, ale niestety
daru "do tego" nie miałaś.- Przepraszam, jestem
zmęczona.- wyszeptałaś i powoli zaczęłaś podnosić swoje
ociężałe ciało z szarej kostki.
- Jeśli nie chcesz spać
dziś na ulicy to radziłabym włączyć drugi bieg.
- Nienawidzę cię, wiesz?
- Wiem, a teraz pupa do góry
i lecimy bo mamy 3 minuty, a kawał drogi przed nami.
Ledwo co podniosłaś się z
ziemi a Lil już szarpnęła cię za rękę i pociągnęła za sobą. Podziwiałaś tętniącą życiem włoską ulice nie zwracając
uwagi na krzyki przyjaciółki. Biegłaś nie patrząc przed siebie.
Twoim aniołem stróżem w tym momencie była Lil, która jakoś
starał się byś nie wpadła na słup czy też ludzi. Zatrzymałaś
się. Chodź byłaś wyczerpana nie chciałaś nie kłaść. Nie
teraz. Chciałaś zostać. Przyjechałaś tu na całe dwa miesiące,
ale czułaś, że dziś właśnie o tej porze musisz tu być. "Coś"
chciało cię zatrzymać.
- Czekaj.
- Jula! Mówiłaś że
jesteś zmęczona. Błagam cię. Nie mogę cię tu samej zostawić.
Jeszcze się zgubisz albo coś ci si stanie. Wiesz że jak moja mama
dowie to mi nie da spokoju i każe po ciebie wracać. A ja nie mam
ochoty jeździć autobusami w tą i z powrotem. Jutro idę do pracy
wiesz o tym.
- No tak, ale...Tu jest tak
cudownie! Proszę... Przecież jestem już pełnoletnia od jakichś 4
lat.- uśmiechnęłaś się.
- Och jak ja cię nienawidzę Jula. Czemu zawsze musisz postawić na swoim?
- Czyli, że mogę zostać?
Dzięki, dzięki, dzięki!- podskoczyłaś i ucałowałaś Lil
- Ja uciekam. Zabieram
walizkę żebyś miała trochę lżej. Masz wszystko?
- Tak, tak leć już, bo nie
zdążysz!
- Tylko nie za długo!-
krzyknęła, a ty odetchnęłaś z ulgą
Ulica wyglądała magicznie.
Pomarańczowe lampy oświetlały drogę, a wielki szyld z pizzeri obok
ciebie mienił się różnymi kolorami.
Ludzie krążyli koło
ciebie, śmiejąc się jakby nie mieli żadnych trosk.
- Cudownie- powiedziałaś
sama do siebie zachwycając się wszystkim dookoła. Wsunęłaś rękę
do kieszeni czarnych spodenek by wyjąc telefon, ale zorientowałaś
się że wszystko zostało w walizce.- Cholera...- wymamrotałaś po
chwili.- Liliana!- krzyczałaś,rozglądałaś się, ale nigdzie nie
mogłaś znaleźć brązowych loków. Rozłożyłaś szeroko ręce w
akcie rozpaczy i poczułaś lekki ból. Odwróciłaś się, ale
ujrzałaś tylko granatową koszulkę ze znaczkiem nike. Podniosłaś
oczy do góry i zobaczyłaś szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny.
Twoje policzki zrobiły się
czerwone. Chciałaś wydusić z siebie słowo, ale nie mogłaś. Do
cholery przecież znałaś włoski. Nie po to siedziałaś po nocach
ze słownikiem w ręku żeby teraz milczeć.
- Ciao!- odezwał się
mężczyzna. Przygryzłaś wargę i mierzyłaś wzrokiem każdą
osobę, która koło ciebie przechodziła nie zwracając nawet uwagi
na olbrzyma - Ciao!- powtórzył głośniej. Zobaczyłaś przed sobą
twarz ciemnego blondyna. Odskoczyłaś przestraszona do tyłu starając się nie potrącić kolejnego przechodnia.
- Ciao...- odpowiedziałaś
cicho.
- Stało się coś?
Wyglądasz dość śmiesznie.- wymamrotał po włosku , wzruszył
ramionami i zaśmiał się cicho.
- Nie. To znaczy tak.-
odpowiedziałaś w tym samym języku
- To zna...
- Tak. Tak!- przerwałaś.-
Ja- chwyciłaś się za głowę.- Jestem beznadziejna.- usiadłaś na
końcu chodnika.- Lili! Lili!- krzyczałaś dalej ale bezskutecznie
Olbrzym dosiadł się do
ciebie i wyciągnął rękę.- Jestem Matteo.
- Julia- uśmiechnęłaś
się lekko.
- Może opowiesz mi
wszystko po kolei, co? Bo z twoich krzyków niczego się nie
dowiedziałem.
- To istna komedia.-
spuściłaś głowę i zaczęłaś bawić się końcówką warkocza.
Nie znałaś go, a chciałaś opowiedzieć mu wszystko. Dosłownie
wszystko
- Nie możliwe.- szturchnął
cię w ramię.
- No widzisz a jednak...To
miały być fajne wakacje, a tymczasem zaczynają się jak każde.
Katastrofą. Jestem tu. Nie wiem gdzie mam iść. Znaczy wiem, ale i
tak bym nie trafiła, bo jestem totalną ofiarą losu. A poza tym nie
mam przy sobie pieniędzy, wiec mogę jedynie przemieszczać się na
piechotę. Telefonu też nie mam. Oczywiście został w walizce.
Cholera! Chyba muszę zacząć brać leki na sklerozę.- krzyknęłaś
i rozłożyłaś ręce.- Nienawidzę siebie.
- Turystka? Bez pieniędzy i
telefonu? Bardzo ambitnie!
Milczałaś. W tym momencie
starałaś się wyjść z tej beznadziejnej sytuacji, a nie flirtować
z Włochem, któremu jak widać wpadłaś w oko.
W sumie mogłaś się
spodziewać, że tak właśnie skończysz. Przecież co roku
przydarza ci się to samo. Tylko w innym miejscu. Możesz winić
tylko siebie, bo jesteś dziwna. Bardzo dziwna. Często nie
rozumiesz swojej osoby. Roztargniona, ale również spokojna i
opanowana. Łatwo zachwycasz się, tak naprawdę miejscem, rzeczami
w których nie ma nic urokliwego. Czemu nie możesz być jak Lil?
Czemu nie możesz być normalna? Co takiego zrobiłaś, że szczęście
nie chce zagościć u ciebie na stałe...
Powoli robiło się zimno.
Dziwiło cię to, bo przecież siedziałaś na chodniku w gorącej
Italii. Na twojej ręce pojawiła się gęsia skórka.
- Trzymaj.- mężczyzna
rozpiął bluzę i delikatnie płożył ci ją na ramionach.
-Dzięki.- opowiedziałaś
ponuro.
- Nie ma sprawy.- Matteo obdarował cię ciepłym uśmiechem, a ty wreszcie zaczęłaś myśleć.
- Że też wcześniej na to
nie wpadłam! Pożyczyłbyś mi telefon? - wstałaś szybko z chodnika
zarzucając warkocz do tyłu.- Proszę. Jedna rozmowa.- patrzyłaś
na niego z politowaniem i nadzieją.
- Pewnie.
Odetchnęłaś z ulgą.
Wyrwałaś szybko telefon z rąk Włocha i wykręciłaś numer do
Liliany.
- Nie odbiera!- warknęłaś.
- Spróbu...
- Cicho!- przerwałaś, bo
gdzieś w tłumie usłyszałaś swoje imię- Lili tu!- krzyknęłaś
gdy zobaczyłaś brązowe loki.
- Nic nie mów. Wiedziałam,
że nic nie masz. Specjalnie cie tu zostawiłam.
- Co? Głupia jesteś.
- Mam nadzieję, że w końcu
się czegoś nauczysz!- uśmiechnęła się. - Chodź już. Mój tata
czeka.- pociągnęła cię za rękę a ty uświadomiłaś sobie, że
masz w dłoni rzecz która nie należy do ciebie. Szukałaś
wysokiego Włocha, ale nie mogłaś go znaleźć. Jak to możliwe?
Przecież przed chwilą stał obok ciebie.
Kiedy zamknęłaś drzwi od
samochodu zobaczyła go jak wybiega z Pizzerii " Margarita".
Szybko otworzyłaś szybę, krzyknęłaś, aby zwrócił na ciebie
uwagę. Kiedy wasze oczy się spotkały rzuciłaś telefon w jego
stronę. Samochód ruszył, a czarny Iphone roztrzaskała się na
betonowej kostce.
Witam Was moi kochani na moim pierwszym blogu!
Dziękuję bardzo serdecznie mojej kochanej Gabi, która namówiła mnie żebym "to" opublikowała.
Mam nadzieję że Wam się spodoba! (jak nie zażalenia do Gabi :D!)
Ciao i do następnego <3
Czytałam dwa razy, przeczytałam już trzeci i to kocham. I kocham ciebie, bo opublikowałaś to "coś" i masz pisać. I ja tego dopilnuję! <3
OdpowiedzUsuńNapraw Matteo ajfona, dziecko :*
Och, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń