czwartek, 17 lipca 2014

Capitolo I; che cosa?


Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. 4:30. Nie była zmęczona, wręcz przeciwnie. Nigdy nie czułam się tak wypoczęta.
Wstałam i poczłapałam do kuchni. Strałam się to robić cicho, jednak moja nieporadność na to nie pozwalała.
- Cześć!- wrzasnęła Lilly gdy tylko wyłoniłam się z pokoju. Nienawidzę gdy ktoś mnie straszy. Szczególnie o tej porze dnia. Moje ukryte fobie wychodzą wtedy na światło dzienne. Jestem dziwnym stworzeniem. Czasem sama siebie się obawiam, bo nigdy nie wiem jak moje ciało zaareaguje na coś nowego.
Machnęłam ręką i ruszyłam w stronę ogomnej lodówki.
-Przepraszam, ale od kiedy to śpisz w trampkach? Znaczy w ubraniu? Nowa moda w Polsce? - zaśmiała się.
Zaczęłam się zastanawiać co ja robiłam w nocy. Nie pamiętam. Niestety, ale moja pamięć" nie sięgała tak daleko"
- Byłam zmęczona- wykrztusiłam otwierając lodówkę.
- Po spotkaniu z tym wysokim, jak mniema włochem?- zaśmiała się i wyczekiwała odpowiedzi.
Udałam, że nie słyszę. Zazwyczaj to skutkowało. Ale to była Lilianna, która musiała wiedzieć wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
- To jego bluza? Zapomniał z tego wszystkiego?
Wkurzyłam się.
- O Boże! Tak jego. I wgóle to przepraszam, że zapytam, ale dlaczego mnie, że tak powiem śledziłaś? Jesteś moją przyjaciółką, ale to jest przesada Lil. Chcesz wiedzieć wszystko? Pożyczył mi telefon, który z resztą rozwaliłam! A bluzy zapomniałam mu oddać bo tobie się spieszyło! Było mi zmino to mi ją pożyczył, no ale ty jak widzę...
Nareszcie. Poczułam że czuję się lepiej. Pierwszy raz odwarzyłam się powiedzieć coś takiego. Cudowne uczucie.
- Och wyluzuj Julia, żartowałam. Może i masz 22 lata, ale trzeba cię kontrolować, bo w środku jesteś nadal małym dzieckiem. Po odejściu Mateusza całkiem się zmieniłaś. Jesteś taka nieporadna . Jak na ciebię patrzę to nie wiem jak mam ci pomóc.
Kto jak kto, ale tylko najlepszy przyjaciel potrafi zniszczyć ci dzień. Miała rację i to tak bardzo mnie bolało. Zmieniłam się. Przez niego. Cholernego dupka, który odszedł bez słowa.
Nie wiem gdzie jest. Od roku się nie odzywa. Zostawił tylką durną karteczkę: " Nie kocham cię. Odchodzę. Nie szukaj mnie. Mati". Miłość? To słowo było od tego czasu dla mnie obojętne.
- Nie potrzebuję pomocy. Świetnie sobie radzę sama.
- Właśnie widzę. Zacznij w końcu żyć!
- Ja żyję. Cały czas. A to miejsce...jest tak cudowne. Czuję że tu jest moje miejsce. Tu czuję się sobą. Dawną Julią. Może trochę nieporadną, ale sobą, znowu. Nie muszę się ukrywać.- podeszła do mnie i przytuliła mnie tak mocno, że ledwo oddychałam.
-Może tu kogoś poznasz!- zachichotała.- Najwyższa pora!
- Och! A ty ty ciągle o tym.
- Ale wczoraj przecież dobrze się bawiłaś, prawda? Nie mów że nie bo nie uwierzę!
- Ten facet pojawił się nawet nie wiem skąd. - zamyśliłam się. - Porozmawiał chwilę, ale jakoś mnie nie zaiteresował jeśli o to ci chodzi. Pożyczył mi telefon, który...zniszczyłam. Mam nadzieję, że go nie spotkam.
Może i dręczyło mnie poczucie winy, ale w tym momencie nie miałam pieniędzy na odkupienie iphona mężczyźnie, którego nie znałam.
-PRZEZNACZENIE!- krzyknęła.- Żartowałam.- dokończyła cicho
Wybuchnęłyśmy śmiechem tak głośnym że nawet sąsiadka słyszała. Przynajmniej myślałam, że to sąsiadka, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Julia?- usłyszałam kiedy Lil podchyliła drzwi. Spanikowałam. Podbiegłam do niej i z hukiem je zamknęłam.
- Nie otwieraj.-szepnęłam jej na ucho. Była dzwiwiona, ale i przerażona.
- Kto tam?- powiedziała, a ja starałam się zamknąć jej usta. Uwielbiłam kiedy ćwierkała po włosku, ale teraz byłam zagrożona i musiała mnie chronić a nie urządzać pogaduszki
- Ivan- zaśmiał się głos za drzwiami. Ach ten włoski.- Mam przesyłkę. Dla jakieś Juli, nie musicie otwierać. Zostawię pod drzwiami i sobie pójdę.
- To idź!- powiedziałam do Lilianny.
- To idź!- powtórzyła po włsoku, chcociaż sama mogłam to zrobić.
- OKEJ! Miłego dnia życzy paniom Ivan najseksowniejszy siatkarz w całej Italii- zachichotał i odszedł.
Stałyśmy jak wryte z szeroko otwartymi ustami.
- Julia czy ty na pewno wczoraj nic nie robiłaś? - zapytała cicho, kiedy otwierała drzwi.


Króciutki, ale los tak chciał :D. Mam nadzieję się, że się spodoba i zostaniecie na dłużej!
Wyjeżdżam na miesiąc do Włoch, więc przez ten czas chyba nic się nie pojawi :(.
A więc widzimy się za miesiąc! :)

niedziela, 13 lipca 2014

Prologo; Benvenuti a Italii

- No ruszaj się, bo autobus nam ucieknie!
- Lil...-westchnęłaś cicho i ruchem głowy wskazałaś na wielką walizkę którą ciągnęłaś już od godziny.
- Och no dobra daj to!- krzyknęła, a ty aż podskoczyłaś. Twoja towarzyska pociągnęła rączkę od wielkiej, a wręcz gigantycznej torby na kółkach, a ty całym ciężarem gruchnęłaś o chodnik.
- Boże, nie mam do ciebie już sił.- uśmiechnęłaś się lekko w stronę oburzonej przyjaciółki, żeby jakoś załagodzić sytuację, ale niestety daru "do tego" nie miałaś.- Przepraszam, jestem zmęczona.- wyszeptałaś i powoli zaczęłaś podnosić swoje ociężałe ciało z szarej kostki.
- Jeśli nie chcesz spać dziś na ulicy to radziłabym włączyć drugi bieg.
- Nienawidzę cię, wiesz?
- Wiem, a teraz pupa do góry i lecimy bo mamy 3 minuty, a kawał drogi przed nami.
Ledwo co podniosłaś się z ziemi a Lil już szarpnęła cię za rękę i pociągnęła za sobą. Podziwiałaś tętniącą życiem włoską ulice nie zwracając uwagi na krzyki przyjaciółki. Biegłaś nie patrząc przed siebie. Twoim aniołem stróżem w tym momencie była Lil, która jakoś starał się byś nie wpadła na słup czy też ludzi. Zatrzymałaś się. Chodź byłaś wyczerpana nie chciałaś nie kłaść. Nie teraz. Chciałaś zostać. Przyjechałaś tu na całe dwa miesiące, ale czułaś, że dziś właśnie o tej porze musisz tu być. "Coś" chciało cię zatrzymać.
- Czekaj.
- Jula! Mówiłaś że jesteś zmęczona. Błagam cię. Nie mogę cię tu samej zostawić. Jeszcze się zgubisz albo coś ci si stanie. Wiesz że jak moja mama dowie to mi nie da spokoju i każe po ciebie wracać. A ja nie mam ochoty jeździć autobusami w tą i z powrotem. Jutro idę do pracy wiesz o tym.
- No tak, ale...Tu jest tak cudownie! Proszę... Przecież jestem już pełnoletnia od jakichś 4 lat.- uśmiechnęłaś się.
- Och jak ja cię nienawidzę Jula. Czemu zawsze musisz postawić na swoim?
- Czyli, że mogę zostać? Dzięki, dzięki, dzięki!- podskoczyłaś i ucałowałaś Lil
- Ja uciekam. Zabieram walizkę żebyś miała trochę lżej. Masz wszystko?
- Tak, tak leć już, bo nie zdążysz!
- Tylko nie za długo!- krzyknęła, a ty odetchnęłaś z ulgą
Ulica wyglądała magicznie. Pomarańczowe lampy oświetlały drogę, a wielki szyld z pizzeri obok ciebie mienił się różnymi kolorami.
Ludzie krążyli koło ciebie, śmiejąc się jakby nie mieli żadnych trosk.
- Cudownie- powiedziałaś sama do siebie zachwycając się wszystkim dookoła. Wsunęłaś rękę do kieszeni czarnych spodenek by wyjąc telefon, ale zorientowałaś się że wszystko zostało w walizce.- Cholera...- wymamrotałaś po chwili.- Liliana!- krzyczałaś,rozglądałaś się, ale nigdzie nie mogłaś znaleźć brązowych loków. Rozłożyłaś szeroko ręce w akcie rozpaczy i poczułaś lekki ból. Odwróciłaś się, ale ujrzałaś tylko granatową koszulkę ze znaczkiem nike. Podniosłaś oczy do góry i zobaczyłaś szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny.
Twoje policzki zrobiły się czerwone. Chciałaś wydusić z siebie słowo, ale nie mogłaś. Do cholery przecież znałaś włoski. Nie po to siedziałaś po nocach ze słownikiem w ręku żeby teraz milczeć.
- Ciao!- odezwał się mężczyzna. Przygryzłaś wargę i mierzyłaś wzrokiem każdą osobę, która koło ciebie przechodziła nie zwracając nawet uwagi na olbrzyma - Ciao!- powtórzył głośniej. Zobaczyłaś przed sobą twarz ciemnego blondyna. Odskoczyłaś przestraszona do tyłu  starając się nie potrącić kolejnego przechodnia.
- Ciao...- odpowiedziałaś cicho.
- Stało się coś? Wyglądasz dość śmiesznie.- wymamrotał po włosku , wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho.
- Nie. To znaczy tak.- odpowiedziałaś w tym samym języku
- To zna...
- Tak. Tak!- przerwałaś.- Ja- chwyciłaś się za głowę.- Jestem beznadziejna.- usiadłaś na końcu chodnika.- Lili! Lili!- krzyczałaś dalej ale bezskutecznie
Olbrzym dosiadł się do ciebie i wyciągnął rękę.- Jestem Matteo.
- Julia- uśmiechnęłaś się lekko.
- Może opowiesz mi wszystko po kolei, co? Bo z twoich krzyków niczego się nie dowiedziałem.
- To istna komedia.- spuściłaś głowę i zaczęłaś bawić się końcówką warkocza. Nie znałaś go, a chciałaś opowiedzieć mu wszystko. Dosłownie wszystko
- Nie możliwe.- szturchnął cię w ramię.
- No widzisz a jednak...To miały być fajne wakacje, a tymczasem zaczynają się jak każde. Katastrofą. Jestem tu. Nie wiem gdzie mam iść. Znaczy wiem, ale i tak bym nie trafiła, bo jestem totalną ofiarą losu. A poza tym nie mam przy sobie pieniędzy, wiec mogę jedynie przemieszczać się na piechotę. Telefonu też nie mam. Oczywiście został w walizce. Cholera! Chyba muszę zacząć brać leki na sklerozę.- krzyknęłaś i rozłożyłaś ręce.- Nienawidzę siebie.
- Turystka? Bez pieniędzy i telefonu? Bardzo ambitnie!
Milczałaś. W tym momencie starałaś się wyjść z tej beznadziejnej sytuacji, a nie flirtować z Włochem, któremu jak widać wpadłaś w oko.
W sumie mogłaś się spodziewać, że tak właśnie skończysz. Przecież co roku przydarza ci się to samo. Tylko w innym miejscu. Możesz winić tylko siebie, bo jesteś dziwna. Bardzo dziwna. Często nie rozumiesz swojej osoby. Roztargniona, ale również spokojna i opanowana. Łatwo zachwycasz się, tak naprawdę miejscem, rzeczami w których nie ma nic urokliwego. Czemu nie możesz być jak Lil? Czemu nie możesz być normalna? Co takiego zrobiłaś, że szczęście nie chce zagościć u ciebie na stałe...
Powoli robiło się zimno. Dziwiło cię to, bo przecież siedziałaś na chodniku w gorącej Italii. Na twojej ręce pojawiła się gęsia skórka.
- Trzymaj.- mężczyzna rozpiął bluzę i delikatnie płożył ci ją na ramionach.
-Dzięki.- opowiedziałaś ponuro.
- Nie ma sprawy.- Matteo obdarował cię ciepłym uśmiechem, a ty wreszcie zaczęłaś myśleć.
- Że też wcześniej na to nie wpadłam! Pożyczyłbyś mi telefon? - wstałaś szybko z chodnika zarzucając warkocz do tyłu.- Proszę. Jedna rozmowa.- patrzyłaś na niego z politowaniem i nadzieją.
- Pewnie.
Odetchnęłaś z ulgą. Wyrwałaś szybko telefon z rąk Włocha i wykręciłaś numer do Liliany.
- Nie odbiera!- warknęłaś.
- Spróbu...
- Cicho!- przerwałaś, bo gdzieś w tłumie usłyszałaś swoje imię- Lili tu!- krzyknęłaś gdy zobaczyłaś brązowe loki.
- Nic nie mów. Wiedziałam, że nic nie masz. Specjalnie cie tu zostawiłam.
- Co? Głupia jesteś.
- Mam nadzieję, że w końcu się czegoś nauczysz!- uśmiechnęła się. - Chodź już. Mój tata czeka.- pociągnęła cię za rękę a ty uświadomiłaś sobie, że masz w dłoni rzecz która nie należy do ciebie. Szukałaś wysokiego Włocha, ale nie mogłaś go znaleźć. Jak to możliwe? Przecież przed chwilą stał obok ciebie.
Kiedy zamknęłaś drzwi od samochodu zobaczyła go jak wybiega z Pizzerii " Margarita". Szybko otworzyłaś szybę, krzyknęłaś, aby zwrócił na ciebie uwagę. Kiedy wasze oczy się spotkały rzuciłaś telefon w jego stronę. Samochód ruszył, a czarny Iphone roztrzaskała się na betonowej kostce. 


Witam Was moi kochani na moim pierwszym blogu!
Dziękuję bardzo serdecznie mojej kochanej Gabi, która namówiła mnie żebym "to" opublikowała. 
Mam nadzieję że Wam się spodoba! (jak nie zażalenia do Gabi :D!)
Ciao i do następnego  <3